"A siołkowscy gburzy topole ścinali, a sołtys z lejtnantem proces zacynali, do króla pisali izby im darowoł...

“A siołkowscy gburzy topole ścinali, a sołtys z lejtnantem proces zacynali, do króla pisali izby im darowoł…

Układ urbanistyczny Starych Siołkowic a przynajmniej jego najstarszej części – dzielnicy Gbury na przestrzeni wieków niewiele się zmienił.

Drewniane, kryte strzechą zabudowania po licznych a zarazem tragicznych pożarach wymieniano stopniowo w XIX wieku na murowane. A i te po kilkudziesięciu, czasem nawet po ponad stuletniej używalności, nadgryzione zębem czasu stały się mało funkcjonalne i nie opłacało się ich remontować. W ich miejsce stawiano kolejne domy mieszkalne według nowych trendów architektonicznych bądź gruntownie przebudowywano te starsze. Największe zmiany jak się wydaje nastąpiły w przestrzeni pomiędzy obiema stronami głównej ulicy tzw. nawsie, plac otoczony budynkami o wrzecionowatym kształcie w najstarszej części Siołkowic.

Dziś rośnie pokolenie młodych mieszkańców Siołkowic, a także osiadłych w tej miejscowości nowych mieszkańców, którzy nie pamiętają już, iż kiedyś w centum wsi znajdowało się pięć stawów wykopanych jeszcze w XIX wieku pełniących jednocześnie rolę zbiorników retencyjnych jak i zbiorników przeciwpożarowych przydatnych strażakom podczas gaszenia pożarów. Stawy te nazywane przez mieszkańców kałużami zasilane w suchych porach ciekiem wodnym przy wlocie na ul. Warszawską spełniały też wiele pożytecznych funkcji dla mieszkańców z najbliższego ich sąsiedztwa. Hodowano w nich np. przez jakiś czas ryby, zaś miejscowi koszykarze (wyplatacze koszy i mebli wiklinowych) moczyli w nich wiklinę. Korzystali też gospodarze wypuszczjąc do stawów swoje gęsi i kaczki hodowlane.

Zimową porą zamarznięte stawy zamieniały się dla licznej rzeszy dzieciaków w lodowiska i ślizgawki, by nie wspomnieć o nie zawsze niebezpiecznych zabawach na przeręblach. Wzdłuż ulic po obu stronach stawów i przy płotach gospodarstw sadzono od wieków szpalery drzew. Było ich podobno sześć. A gdyby liczyć, że dawniej dla ochrony przed pożarami sadzono wysokie liściaste drzewa w podwórkach bardzo blisko domów to tych szpalerów było osiem co w sumie można by nazwać oazą zieleni w centrum Siołkowic.

Do dzisiaj zachowały się jedynie fragmenty tych dawnych nasadzeń drzew. Gospodarze sami je sadzili, odpowiednio pielęgnowali i ścinali na swoje potrzeby w określonym czasie sadząc w ich miejsce nowe drzewka, które cieszyły oko następnych pokoleń. Do największej afery przy prawie doszczętnej wycince drzew w Siołkowicach doszło w lutym 1899 roku, o której rozpisywały się miejscowe niemieckie i polskie gazety, a niejaki Franciszek Gałuska niewidomy inwalida z Kaniowa, który swoimi śpiewkami umilał wieczory w okolicznych karczmach ułożył o tym wydarzeniu piosenkę tymi słowami;

“A siołkowscy gburzy topole ścinali,
a sołtys z lejtnantem proces zacynali,
do króla pisali, izby im darowoł,
ale ich tyn sołtys w Olesno wpakowoł.
Teraz sobie muwiom, cochmy docekali,
niewielkej pociechy ejchmy sie doznali.
Niewielkiej pociechy, lec wiynksego smutku,
teraz juz nołs wiedą, jak psa na lyncusku.
jak psa na lyncusku, jak na rubej linie,
juścic siołkowianów Olesno nie minie.”

Pełna relacja prasowa z Gazety Opolskiej o wydarzeniach 1899 r. na zdjęciach; 1, 2, 3, 4. 5.

oraz nigdzie dotychczas niepublikowane zdjęcia Siołkowic z lat 60-tych – zdj 6, 7, 8 ( zdj. 6 i 7 zostały pokolorowane)

Zdjęcie 9 – plan Siołkowic z 1962 r.