Śmiechowice (Moselache) - wywołanie ducha - rok 1787. Historia obok nas.

Śmiechowice (Moselache) – wywołanie ducha – rok 1787. Historia obok nas.

Gdyby przyjąć, jak podają źródła opisujące zjawiska paranormalne, iż apogeum popularności organizowania seansów spiritystycznych przypada na drugą połowę XIX wieku – mniej więcej na lata 1850 – 1890, to zdarzenie jakie miało miejsce jesienią 1787 r. w Moselache (dzisiejsze Śmiechowice), miejscowości w gminie Lubsza, w bliskiej odległości od Stobrawy, Kurzni czy Karłowic, jako że wydarzyło się z górą pół wieku wcześniej, można by je nazwać wręcz prekursorskim, w którym odwieczna wiara w istnienie duchów nabrała przynajmniej w tym miejscu realnych kształtów.

Śmiechowice (dawniej Moselache)- mała, niczym nie wyróżniająca się cicha i spokojna, leśna osada na skraju Stobrawskiego Parku Krajobrazowego o niezbyt bogatej, a może nie do końca odkrytej historii. Ale jest coś co dwa i pół wieku temu rozsławiło ją na całą śląską prowincję i daleko poza jej granice. Dziś z racji upływu czasu, będące wtedy niemałą sensacją zdarzenie może w jej mieszkańcach i odwiedzających ją turystach wzbudzić uśmiech  przypisany zresztą do jej dzisiejszej nazwy.

A wszystko zaczęło się od niewinnej z pozoru rozmowy jaka miała miejsce któregoś dnia roku pańskiego 1787 w Śmiechowicach, w której miejscowy leśniczy Mehlhorn opowiadał swemu sąsiadowi – emerytowanemu już leśniczemu o nazwisku Schuster i obecnemu przy tej rozmowie cyrulikowi Halybortonowi z Carlsmarkt (Karłowice) o istnieniu duchów i ich wywoływaniu twierdząc, że on sam umie je wywołać, a przynajmniej potrafił to robić gdy był młodszy. Panowie uwierzyli mu na słowo, ale nie do końca przekonani wymusili na nim aby kiedyś w ich obecności spróbował wywołać ducha. Leśnik się zgodził, stwierdził przy tym rzecz jasna, że seans taki dla jego realizacji wymaga specyficznej aury, która może być spełniona w określonych warunkach. Aby eksperyment ten mógł się udać koniecznie trzeba go było przeprowadzić późnym wieczorem przy pełni księżyca, w odpowiednio dużym, słabo oświetlonym pomieszczeniu. Wspomniał też, że do wywołania ducha potrzebne mu będą takie niezbędne dla niego przedmioty jak choćby szklanka, z której kiedyś piła jakaś zmarła już osoba, niekoniecznie ta, którego ducha spróbuje wywołać oraz tzw. klucz dziedziczny, który również kiedyś należał do osoby zmarłej a został przekazany dziedziczącemu np. dom albo skrzynię z cenną zawartością zamykaną na klucz. 

Śmiechowice (Moselache) - wywołanie ducha - rok 1787. Historia obok nas.

Taka okazja nadarzyła się już 26 października tego samego roku. około godziny 20. wieczorem, w dużej izbie wynajmowanego przez emerytowanego leśnika Schustera mieszkania zebrała się grupka ludzi. Oprócz leśniczego Mehlhorna w pokoju znajdowali się; leśnik emeryt, jego szwagierka – panna Hentschelin, służąca, wdowa Anna Postollin, wspomniany cyrulik Halyborton z Karłowic oraz dwójka dzieci bawiących w tym czasie w domu. “Medium” Mehlhorn zażądał by pozamykano na klucz wszystkie znajdujące się w izbie drzwi; do stajni, ogrodu i na podwórze. Następnie poprosił o papier, pióro, atrament, kredę z takż e o wspomnianą już szklankę, z której piła jakaś zmarła osoba i klucz dziedziczny – inaczej spadkowy, także od zmarłej osoby. On sam przyniósł ze sobą tajemną księgę, jakieś listy, gwizdek – coś w rodzaju piszczałki i laskę. Zagadnął najbardziej niedowierzającego w istnienie duchów cyrulika z Karłowic aby szepnął mu cicho na ucho imię zmarłej osoby którego ducha chciałby tu przywołać. Ten zaś cichutko wyszeptał imię i nazwisko zmarłej wtedy przed trzynastu laty pierwszej żony jego teścia z zawodu igłownika Heulera – Christiany Heulerin, której doczesne szczątki spoczywały na miejskim cmentarzu w Brzegu, a on nie miał nigdy okazji poznać jej za życia. Mehlhorn kredą narysował na podłodze grubą linię od kaflowego pieca po okno wychodzące na podwórze blisko zamkniętych drzwi wejściowych zapewniając zebranych w izbie, że duch nie może przekroczyć wyznaczonej linii. Tak samo i oni dla własnego bezpieczeństwa nie powinni się do niej zbliżać. Zajął następnie miejsce przy stole ustawionym w samym środku pokoju w ten sposób, że za plecami miał okno wychodzące na ogród a po lewej okno na podwórze. Innym też polecił zapalić świecę i zająć miejsca przy stole blisko niego. Seans spiritystyczny rozpoczął od długiego i monotonego dość przeraźliwego dźwięku wydobytego z tajemniczej piszczałki z nietypowym ustnikiem. Z kolei przysąpił do czytania przyniesionej ze sobą książki i listów, wypowiadając przy tym różne dziwne i nieznane zwroty i zaklęcia. Czytanie przedzielał rytmicznym, aczkolwiek powolnym stukaniem klucza naprzemian o stół i opisywaną wcześniej szklankę. Czynność tą przerywał rysując piórem na papierze i kredą na stole niezrozumiałe znaki, z których część po jakimś czasie usuwał a w ich miejsce dorysował inne znaki. Po każdym stukaniu kluczem ostrożnie rozglądał się w stronę okna wychodzącego na podwórze. Wszystke powtarzane czynności z czytaniem, pisaniem, rysowaniem znaków i ich wymazywaniem oraz stukaniem klucza w szkło i stół trwało jakieś trzy kwadranse i zostało przerwane tym samym przeraźliwym dzwiękiem z piszczałki jak na samym początku, przy czym “medium” tego seansu cząściej zerkało w stronę okna wychodządego na ogród. Nagle wstał od stołu, zaczął mamrotać coś niezrozumiałego, chwycił laskę którą miał przy sobie, stanął między stołem a zakreśloną kredą linią będącą bezpieczną granicą mającą oddzielać żywych od umarłych i zakreślił nią wokół siebie specjalny, tajemniczy okrąg i stojąc w jego środku oznajmił uczestnikom seansu, iż duch już nadchodzi. Z zewnątrz dobiegło ciche pukanie do drzwi, na co Mehlhorn zawołał – wejść, i w tym samym momencie zaczęły się z wolna otwierać zamknięte na klucz drzwi, przez które do środka wsunęła się zjawa – duch, również wolno zamykając drzwi za sobą. Stojąc wyprostowana prawie w samym progu posturą przypominała kobietę, miała na wygląd niespełna pięć stóp wzrostu. Wygląd postaci całej ubranej na biało z twarzą jak u rozkładającego się trupa,z którego ponoć sypał się “biblijny” proch (popiół), z opuszczonymi powiekami i splecionymi, kościstymi rękami, wywarł na obecnych w izbie przerażające wrażenie. Okropny wygląd ducha przeraził ponoć samego Mehlhorna, który jak przestraszony cofnął się o kilka kroków z podniesionymi rękami milcząc jakiś czas, lecz wkrótce się otrząsnął i przemówił do ducha tymi słowami;

M. – Kim jesteś?
duch – Jestem duchem (całkiem wyraźnie, donośnym kobiecym głosem)
M. – Jak masz na imię?
duch – Christiana Heulerin.
M. – Christiana Heulerin?
duch – Christiana Heulerin.
M. – Jakie jest Twoje pragnienie?
duch – Zostałam tu przywołana.
(Następnie medium i duch zamilki, duch w milczeniu kilka minut stoi przy drzwiach. w końcu…)
M. – Idź z Bogiem!
Duch z wolna się obrócił, otworzył drzwi z wolna wychodząc na zewnątrz zamknął za sobą drzwi tak jak kluczem. Wkrótce potem za zgodą Mehlhorna kluczem otworzył je cyrulik Halyborton, na którym to przedstawienie zrobiło piorunujące wrażenie, przez co niezmiennie świadczył i rozpowiadał po okolicy o prawdziwym duchu wywołanym w Śmiechowicach nie dając wiary o jego sfingowaniu.

Śmiechowice (Moselache) - wywołanie ducha - rok 1787. Historia obok nas.
FRAGMENT LISTU DO REDAKCJI JEDNEGO Z UCZESTNIKÓW SEANSU Z DUCHEM W MOSELACHE.

Śmiechowice (Moselache) - wywołanie ducha - rok 1787. Historia obok nas.
••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••

Historia ta, która naprawdę się wydarzyła i została wielokrotnie opisana na łamach dopiero co raczkującej śląskiej prasy, w opinii światłych umysłów Wrocławia czy Brzegu, nosiła od samego początku znamiona doskonale spreparowanego oszustwa, szkodliwego dla wizerunku Śląska, ba, żeby tylko to, na szali postawiono godność i autorytet państwa pruskiego. Oszustwo, które wówczas nijak nie dało się wytłumaczyć rozpalało umysły ówczesnej inteligencji, a iluzji stworzonej w Śmiechowicach przez Mehlhorna nie powstydziłby się pewnie sam David Copperfield, gdyby żył w tamtych czasach. Dawanie wiary w magiczną moc człowieka zdolnego wywołać zjawiska paranormalne jak choćby ów “seans spiritualis” z wywołaniem ducha zmarłej osoby, będącego jedną z dziedzin szerzącego się wtedy okultyzmu, stało w jawnej sprzeczności z ideami “wieku oświeconego rozumu”, jak nazywano XVIII wiek, przekreślało tym samym zdobycze i osiągnięcia mijającej epoki oświecenia. Krytykowano też duchownych, którzy powielali tezę o istnieniu duchów. “Pojawienie” się ducha w Śmiechowicach wywołało lawinę komentarzy i filozoficznych rozpraw na ten temat, chętnie publikowanych w gazetach. Przez jakiś czas prasa żywiła się wielokrotnymi przesłuchiwaniami świadków i żądaniem wyjaśnienia prawdziwego przebiegu seansu przez samego Mehlhorna zarzucając mu chęć tworzenia płatnych spektakli, a tym samym bogacenie się kosztem w dużym jeszcze stopniu wierzącego w zabobony, zacofanego ludu. Poddany zewsząd naciskom, długo się opierał, w końcu uległ i wyjawił prawdę odsłaniając kulisy kontrowersyjnego spektaklu.

PS. Na marginesie. Odkrycie tego nieznanego epizodu z historii Śmiechowic nasuwa pomysł aby postać ducha stała się, obojętnie jak to nazwać – atrybutem, symbolem, maskotką tej miejscowości, a piktogram z jego wizerunkiem mógłby ozdabiać wszelkie tablice z informacją turystyczną o tej miejscowości.

 

Dobrym zwyczajem jest, że nie powinno się wyjawiać tajników w iluzjonisty zawodzie, 

kiedy jednak jesteś tego bardzo ciekaw, to nic nie stoi na przeszkodzie,

 jeśli zapytasz o te szczegóły, zdradzimy Ci je cicho do ucha, 

 jak Halyborton Mehlhornowi, wyszeptał imię wywołanego ducha.