Przedwojenne wspomnienia o powstałym w Siołkowicach w 1922 r. klubie sportowym i jego trzech drużynach piłki nożnej, które rywalizowały w regularnych rozgrywkach z drużynami z najbliższych okolicznych wsi opisał już Otto Spisla w swojej książce pt. „Szlakiem pięknych górnośląskich wsi Stare Siołkowice, Popielów, Chróścice”.
Autor wspomniał też urządzane niemal od samego początku z dużym rozmachem przedwojenne, coroczne festyny sportowe będące świętem całego klubu, jego kibiców i wszystkich mieszkańców Starych i Nowych Siołkowic. Nie inaczej wyglądały festyny organizowane tuż po wojnie. Świętowanie rozpoczynano tradycyjnie mszą św. w kościele parafialnym, a po południu ruszał spod gospody „Na Górce”, na dawne boisko przy ul. Warszawskiej, uformowany, świąteczny orszak na czele którego kroczyła miejscowa orkiestra, a za nią w pochodzie – zawodnicy, działacze, kibice i tłumy mieszkańców, wśród których nie brakowało dzieci szkolnych. Do rozgrywek o ufundowaną przez klub nagrodę zapraszano zwykle drużyny z sąsiednich wsi: Popielowa, Chróścic czy Dobrzenia. Podczas rozgrywanych meczy, tłumy miejscowych i przyjezdnych kibiców szczelnie – nieraz w trzech rzędach otaczało boisko stojąc przy rozwieszonej na betonowych słupkach stalowej lince oddzielającej ich od boiska. Kibice żywiołowo i spontanicznie, bez zbędnej agresji reagowali na poczynania swoich drużyn, a głośny aplauz po zdobyciu bramki donośnym echem niósł się aż do Chróścic czy Popielowa. Organizatorzy festynu zapewniali sprzedaż na miejscu prosto z wozu konnego lub przyczepy napojów chłodzących, cukrowej waty, lodów, słodyczy czy prostych dań garmażeryjnych. Czasem urządzano loterię fantową, a dzieciom frajdę sprawiały rozrzucane dla nich po boisku cukierki. Dla wszystkich tych, którzy wtedy byli dziećmi na zawsze w pamięci pozostały urządzane dla nich przez organizatorów gry i zabawy, z których główną atrakcją był nagradzany słodyczami wyścig w workach. Po zakończonym turnieju zawodnicy i kibice znów pochodem udawali się do gospody by tam dalej świętować i niezależnie od tego czy ich ukochana drużyna wygrała bądź przegrała zawody, bawiono się przy muzyce do późnej nocy. Dochód uzyskany ze sprzedaży biletów, loterii czy sprzedaży detalicznej oferowanego na festynie towaru przeznaczano na zaspakajanie doraźnych potrzeb klubu.

Z pewnością najbardziej pamiętano te festyny kiedy drużyna futbolistów z Siołkowic wygrywała zawody. Do nich można zaliczyć pamiętny festyn z 1953 r., kiedy to miejscowa drużyna Unii Siołkowice pokonała w finale 2 : 1 faworyzowaną, rozgrywającą wtedy mecze w III lidze grupy wrocławskiej, drużynę LZS Chróścice. Po jednej bramce dla gospodarzy strzelili bracia Alfred i Antoni Toma, zaś dla zespołu z Chróścic ich snajper Hubert Mehl. Gazeta „Trybuna Opolska” zamieściła nazajutrz krótką notatkę relacjonująca te zawody.

