Powodzie tysiąclecia na Śląsku - rok 1785 cz. I

Powodzie tysiąclecia na Śląsku – rok 1785 cz. I

W obliczu kolejnej potężnej powodzi jaka we wrześniu 2024 r. nawiedziła prawie cały obszar dorzecza Odry na Śląsku, często określamy ją jako “powódź tysiąclecia”, starając się udowodnić, że ta kolejna była z pewnością największą i wyrządziła najwięcej szkód.

Odwołując się do historycznego kontekstu podobnych wydarzeń na przestrzeni wieków, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że termin “największa powódź tego wieku lub tysiąclecia” funkcjonował już w poprzednich wiekach, i nie ma się co wcale dziwić, gdyż zachowane do dziś opisy tych nieszczęśliwych wydarzeń swą dramaturgią wcale nie odbiegają od tych dzisiejszych, a kto wie czy nie były w skutkach bardziej tragiczne. W czasach kiedy przemysł praktycznie jeszcze nie istniał a ludzie ogrzewali swoje domostwa drewnem opałowym bo węgla kamiennego i innych paliw kopalnych jeszcze nie znali, i nie znali też terminu “CO­2”, nie mieli pojęcia, że paląc drewnem i hodując w przydomowych zagrodach bydło powodują nieodwracalne zmiany klimatyczne naszej planety. Dlatego już wtedy w każdym stuleciu zdarzały się średnio dwie lub trzy “największe powodzie”, o których pamięta się co najwyżej przez kolejne sto lat. Dziś przypomnimy wiosenną powódź jaka nawiedziła tereny przyległe do Odry w 1785 r. opisaną w dwóch artykułach przez mieszkańca Szydłowic w dzisiejszej gminie Lubsza w piśmie wydawanym we Wrocławiu przez Friedricha Zimmermanna – autora m.in. „Beiträge zur Beschreibung Schlesiens” . Opis obejmuje tylko obszar Dolnego Śląska i zaczyna się od wschodnich granic ówczesnego powiatu brzeskiego, do którego wtedy należała połowa dzisiejszej gminy Popielów. Autor artykułu wspomniał w nim o 4 dużych powodziach w XVIII w. ( 1709, 1728, 1736 im 1785 r.). Nie dysponując pomiarami fal powodziowych dwóch pierwszych powodzi, stwierdził, że ta ostatnia mogła być największą.

Powodzie tysiąclecia na Śląsku - rok 1785 cz. I
Fragment artykułu o powodzi z 1785 r.

Artykuł I – ( tłum. własne)
Wrocław. Na Śląsku, podobnie jak w innych prowincjach Niemiec, od początku marca spadły tak ogromne ilości śniegu, że było to zjawisko nowe nawet dla najstarszych ludzi. Nagromadziło się to fragmentami, tak że w niektórych wioskach, np. w Szczytnikach pod Wrocławiem trzeba było się trochę odkopać od śniegu, żeby dostać się na dziedzińce. Łagodna pogoda, która nastała pod koniec marca, stwarzała realną perspektywę, że przy mocnym słońcu i utrzymujących się nocnych przymrozkach większość śniegu zostanie roztopiona, kiedy niesamowita masa śniegu, która spadła na początku kwietnia, rozwiała wszelkie nadzieje. Wkrótce potem nastała bardzo ciepła pogoda, powodując burze, które od 14 do 20 kwietnia nawiedziły góry w rejonie Kłodzka, Świdnicy i Nysy, w tym także nad Raciborzem, którym towarzyszyły ulewne deszcze. To wraz z ciepłem słońca na płaskim terenie niemal natychmiast stopiło cały zalegający śnieg. W efekcie wszystkie rzeki spływające z gór zostały niesamowicie szybko przepełnione, przez co wiele wsi zostało zaskoczonych niszczycielską powodzią i mało komu udało się uratować bydło, jak to miało miejsce np. w Marszowicach pod Wrocławiem (dziś dzielnica Wrocławia), należącej do pana von Heugel, gdzie padło ponad 100 krów. Ponieważ wszystkie te rzeki wpadają do Odry, głównej rzeki tej części kraju, wezbrała ona tak bardzo, mimo że przed odwilżą notowano w niej duży brak wody, że we wszystkich miarach jakie miały miejsce poziom wody sięgał 6 cali powyżej poziomu powodziowego z 1736 roku. Z dotychczas otrzymanych wiadomości wynika, że w dniu 21 kwietnia poziom rzeki Odry w Brzegu podniósł się do ponad 13 stóp, woda niemal wszędzie przelewała się przez tamy i obwałowania, tak że robotnicy, którzy próbowali walczyć z wodą, musieli ratować własne życie, a pomiędzy Brzegiem i Wrocławiem przy przejściu fali kulminacyjnej po obu stronach Odry prawie wszystkie tamy i groble zostały zerwane, dlatego obecnie przez zalane pola można pływać łodziami z Karłowic do Stobrawy i Starych Kolni. Domy w wioskach leżących nad Odrą, które objęła powódź zostały do okien zalane wodą. W wioskach – Nowe Kolnie, Czepielowice, Kościerzyce i innych domy stały częściowo aż po dachy w wodzie. Tym razem rzeka Oława szalała bardziej niż zwykle i w dwóch lub trzech miejscach przebiła się przez brukowany kamienny nasyp pomiędzy miastem Oława a mostem Baumgärtnera na rzece Oława i ponownie połączyła się z Odrą. W ten sam sposób woda ze śnieżnych roztopów, z pól przyległych do Koguciego Potoku koło Ścinawy Polskiej (Oława) wypełniła go do tego stopnia, że ​​most drogowy został z obu stron rozmyty, przez co przejazd do Brzegu został zablokowany. Niezależnie od tego, że z powodu licznych przerwań tam i wałów woda nie dotarła do Wrocławia z pełną siłą, to jednak była tak gwałtowna, że ​​21 kwietnia wysadziła przegrodę oddzielającą rzekę Oławę od fosy i Bramą Świdnicką oraz Bramą Mikołajską wtargnęła do miasta z taką siłą, że uszkodziła mosty w środku miasta. W końcu w fortyfikacjach wydarła nowe ujście i pomimo wszelkich starań ze strony mieszkańców spowodowała ogromne zniszczenia wałów. Przedmieścia zostały tak zalane, że wielu mieszkańców musiało uciekać na piętra swoich domów, a środki do życia sprowadzano do nich łodziami. O dolnej części Odry wiadomo tylko tyle, że od Wrocławia do Rzeczycy pękły wszystkie tamy i przepływ wody jest w niej taki sam jak w górnej części. W Jeleniej Górze też było dużo wody. Jedno przedmieście, zwane Sechsstädte, zostało, podobnie jak wsie za mocno wezbraną rzeką Bóbr całkowicie odcięte od miasta na dwa dni. W pierwszych domach dzielnicy Sechsstädte ludzie musieli schronić się na piętrach i cierpieli z powodu braku żywności. Gdy tylko się to stało, hrabia von Schafgotsch z Cieplic – jeden z dobroczyńców z miasta organizował pomoc dla powodzian. Ponieważ nie ma tam żadnych łodzi, a takie przypadki nie są rzadkie i brakuje ludzi, którzy potrafią dobrze z nich korzystać, zaopatrzenie stało się bardziej niebezpieczne. Ryzykując życiem, pierwsi niosący pomoc musieli przedzierać się przez rwącą rzekę do uwięzionych przez wodę. Przy tej okazji można było zobaczyć pewne dowody dobrze znanego, życzliwego charakteru ludzi z gór. Stopniowo nauczono się obsługiwać dostarczonymi łodziami i tratwami, gdzie potrzebującym zapewniono wszystko, czego potrzebowali. Ponieważ nie ma pewności co do wysokości poziomu wody  przy powodziach z lat 1709 i 1728, które w tym stuleciu są najbardziej pamiętne ze względu na nadzwyczajne szkody poniesione przez wodę, nie można na razie określić, czy obecna powódź była większa. Można jednak założyć, że wynik bardziej szczegółowego badania by to potwierdził. Musimy to na razie zostawić przy tym bardzo ogólnym obrazie, bo komunikacja do wielu miejscowości jest w dalszym ciągu utrudniona, a drogi przez kilka dni były prawie całkowicie zamknięte, tak że nawet poczta nie była dostarczana, co nie miało jeszcze miejsca za rządów pruskich. Wstępne pogłoski mówią wyłącznie o niemal powszechnych powodziach, pęknięciach, zerwanych mostach, młynach i domach, utopionym bydle, domach, których dachy ledwo wystają z wody, a obawa jest aż nazbyt uzasadniona, że ​​po bliższym zbadaniu straty majątku, zwierząt gospodarskich i ludzi będą ogromne. W kolejnym artykule postaramy się dokładnie i wiernie opisać nieszczęścia, jakie spowodowała ta powódź, oraz – co nieco rozjaśni te ponure obrazy – działania szlachetnych ludzi, którzy często ratowali swoich sąsiadów i spieszyli z dostawą żywności ryzykując własnym życiem.

Powodzie tysiąclecia na Śląsku - rok 1785 cz. I
Wrocław w czasie powodzi.