Śladami siołkowickiej emigracji – „Opowiadanie starego Wosia”

Śladami siołkowickiej emigracji – „Opowiadanie starego Wosia”

Nigdy jeszcze w historii Siołkowic nie zdarzyło się witać na swojej ziemi, w swojej miejscowości i w swoich domach aktualnie panującego króla, cesarza czy nawet w powojennej rzeczywistości I sekretarza partii, utożsamianego z tzw. „władzą”.

Tymczasem w maju 1880 r. na obcej ziemi, w swej nowej ojczyźnie Brazylii, w kilka lat po przybyciu do kolonii w pobliże Kurytyby emigrantów z Siołkowic, Popielowa, Chróścic, Kaniowa, Naroku i innych pod opolskich wsi, radośnie i ze łzami szczęścia w oczach, z nadzieją w sercach na przyszłość oraz z entuzjazmem jakiego wcześniej nie znali, witali swojego „nowego monarchę” – cesarza Brazylii, Piotra II. Jego poddani kochali go jak ojca, otaczali niezwykłym szacunkiem, darzyli umiłowaniem godnym największych władców. Cesarską parę witali najpierw w Kurytybie, a w dwa dni później gościli u siebie, na Kandydzie i w Abranches. W 1964 r. w wydanym w Kurytybie „Kalendarzu Ludu” opublikowano wspomnienia starego Franciszka Wosia. Opowiadanie spisał Rafael Karman pseud. Pinior. Tekst opowiadania prezentujemy w oryginale bez dokonywania jakichkolwiek zmian.

b1
Cesarz Piotr II z małżonką Terezą Christiną

 

DOM PEDRO II na Kandydzie i w Abranches

Stary Woś, zmarły przed laty, był najstarszym kolonistą na Kandydzie. Ile razy wspominał o przeszłości kolonii, tyle razy mawiał: Nigdy piękniejszego dnia nie zobaczę w mym życiu ani w życiu naszej kolonii, jak dzień 23 maja 1880 roku. W tym dniu odwiedził nas ojciec narodu i narodów, cesarz Brazylii, Dom Pedro II wraz z dostojną małżonką. Wielu ciekawych, którzy słyszeli gdy to mówił, zagadywali go i prosili by opowiedział, jak odbyły się odwiedziny cesarza na kolonii Kandydzie. Stary, po krótkim namyśle, gdy westchnął, tak opowiadał:

     Szczęśliwe oczy, które patrzyły na to com widział. Dnia 21 maja, mniej więcej w pół do trzeciej, ujrzałem w niezliczonym tłumie na Alto da Gloria wjeżdżającego w pięknej karecie cesarza z cesarzową. Okrzykom radości i entuzjazmowi tłumu nie było miary. Wszystko co żyło, witało cesarza. Wolni i niewolnicy, rodowici Brazylianie i nie dawno co przybyli obcokrajowcy, wydawali okrzyki powitania i cisnęli się do powozu najdostojniejszych gości, by zobaczyć ukochane twarze monarchy i monarchini, sławnych dobroci serc. Władze, korporacje, towarzystwa zbliżały się do cesarza z cesarzową, którzy wysiadłszy z karety na praca 19 de Dezembro, szli pieszo do środka miasta. Wszyscy składali im hołdy poddaństwa i największego szacunku. Ale najpiękniej wyglądała grupa 21 biało ubranych dziewcząt więcej niż połowa polskich, z których każda miała w ręku chorągiewkę z nazwą kolonii, wypisaną wielkimi literami. Wymachiwały radośnie chorągiewkami i witały parę cesarską. Były to kolonie Tomas Coelho, Lamenha, Riviere, Santo Inacio, Nowy Tyrol, Murici, Santa Candida, Abranches, Orleans, Alfredo Chaves, Antonio Reboucas, Don Pedro, Dantas, Sao Joao Batista, Dr. Araujo I Santa Felicidade.D. Pedro II znany był ze swej nadzwyczajnej prostoty w obejściu, co zjednywało mu wielkie przywiązanie u poddanych.

b2

 

     Na trzeci dzień, dnia 23 maja przed południem przybył cesarz z cesarzową powozem w otoczeniu dostojników do Kandydy. Na Barro Alto wystawili mu koloniści piękną bramę powitalną z napisami głoszącymi radość, lojalność do kraju i monarchy. Napisy były bardzo piękne. Wykonał je Anglik Frederico Fowler, który miał wielki sklep na Bacacheri w spółce z Anglikiem Felipe Tade.

   Przed bramą powitała cesarza pięknie uformowana piesza bandiera polska, złożona z samych kolonistów, którym przewodził Andrzej Walecki.

   Walecki, chłop przystojny, weteran z trzech wojen pruskich, ubrany w zieloną kurtkę, w zielonym kapeluszu, bo w kraju był dozorcą pruskich, wyszedł z szeregu i przyklęknąwszy na jedną nogę, chciał przemówić do cesarza. Ale cesarz, który wysiadł był już z powozu, dał mu znak, by nie klękał i przystąpiwszy doń powiedział: Nie klękaj przede mną, gdyż jestem takim samym człowiekiem jak ty. Wiem, że w Europie klękają przed królami i cesarzami, ale to bałwochwalstwo. Przed nikim nie powinno się klękać, jeno przed Bogiem. Dawszy mu taką naukę, spojrzał na jego błyszczące medale i krzyże i rzekł: Widzę, że dzielny rycerz z ciebie. Na to Walecki ośmielony mową cesarza, wygłosił niedługą orację w języku niemieckim, gdyż cesarz rozumiał po niemiecku a Walecki po portugalsku mówił słabo.

     Po przywitaniu i oddaniu przez kolonistów hucznej salwy z dubeltówek i jednorurek, które nieśli na ramionach, cesarz wsiadł do powozu i cały orszak ruszył w pochód ku Kandydzie. Koloniści pod komendą Waleckiego szli w pięknie sformowanych szeregach po obu stronach powozu. Cesarz, władze i cała komitywa jechały wraz z maszerującymi. Pięknie szli koloniści, drobnym paradnym krokiem, jakim maszerują żołnierze w Europie w czasie wielkich uroczystości. Wyuczył ich dobrze Walecki. Co sto metrów mniej więcej na dany znak przez Waleckiego podnosili głośne „Viva o imperador, viva a imperatriz! Viva o Brasil!” i dawali salwy najpierw z jednej lufy dubeltówek, zaraz potem z jednorurek a kończyli znów tęgimi strzałami z drugiej lufy dubeltówek. Pięknie było słyszeć i patrzeć, gdy to czynili, czego dowodem, że cesarz zadowolony ich sprawnością i porządkiem za każdą salwą wychylał głowę z powozu i dziękował kolonistom za dowód miłości i uwielbienia.

   Tak idąc doszli do małej kapliczki przed Kandydą, oddalonej od kościoła jakich 400 metrów. Tu czekała na monarchę piękna procesja z chorągwiami urządzona przez proboszcza parafii. Z procesją było mnóstwo ludu, prawie wszystko co żyło na kolonii. Cesarz z cesarzową wysiedli znów z powozu i odebrawszy hołdy od duchowej władzy kolonii, ruszyli pieszo aż do samego kościoła. A Walecki, nabijając ciągle broń palną, nie przestawał wiwatować ze swoimi, aż pod same mury kościoła. Takiej parady nigdy jeszcze w Kurytybie nie było.

   Po wysłuchaniu nabożeństwa w kościele zaprosili koloniści cesarza na bochen dobrze upieczonego żytniego chleba, solniczkę ze solą a przy nich tłuszcz ziemi, pękatą faseczkę świeżego masła i gomółkę odstałego tłustego sera. Cesarz spojrzał po stole i uśmiechając się zasiadł, by spróbować darów ziemi na nowej polskiej kolonii. Posmarował kromkę chleba masłem, nałożył serem i przekąsiwszy kilka razy, zwrócił się do obecnych, którzy patrzali nań jak w słońce i rzekł: Anim się spodziewał, żeby były tak smaczne. Takiego chleba i masła nawet w Rio de Janeiro nie jadłem. A co za wyborny serek!

   Ucieszony Woś skłonił się cesarzowi i zapytał czyby nie spróbował piwa jego domowego wyrobu. A przynieś – powiedział cesarz. Gdy mu nalano szklankę, kosztował i pochwalił, że wcale nie złe. Po czym zajadł dalej żytni chleb z masłem i serem, aż w końcu poprosił o kieliszek „paraty”. Paraty? Co to jest? Spojrzeli koloniści po sobie nie wiedząc co by to było. Wybawił ich z zakłopotania pewien dygnitarz z komitywy cesarskiej, który wytłumaczył im, że paraty jest to samo co cacha, czyli wódka z trzciny cukrowej. Podano natychmiast kieliszek wódki, który wychylił po spożyciu chleba z masłem i z serem.

   Dobrzeście się już zagospodarzyli, moi koloniści, rzekł cesarz do kolonistów, odwracając się od stołu. Niejeden miejski człowiek, gdyby skosztował waszego chleba i masła, zazdrościłby wam bytu. A potem zwróciwszy się do Wosia, gospodarza domu, poprosił go by mu pokazał plony zebrane ze ziemi przezeń uprawianej. Uradowany Woś poprowadził natychmiast cesarza do stodoły. Była to przestronna szopa pełna snopów żyta, gdzie też były kukurydza, fiżon i inne produkty rolne. Cesarz stanął przy snopkach, wyjął jeden kłos ze snopa i potarłszy go w garści, wyłuskał piękne, ciemne ziarna żyta. A jak wy to wydobywacie z kłosów? Macie do tego maszyny? Zapytał cesarz. Bardzo łatwo, Wasza Cesarska Mość, odpowiedział Woś. Skinął na kolonistów i ci oczyścili w mig miejsce w szopie. Rzucili cztery snopy na podłogę, porwali za cepy i wywijając i bijąc cepami, w kilka minut wyłuszczyli sporą miarkę ziarna z kłosów. Gdy skończyli, podał Woś cesarzowi garść wymłóconego żyta.

Pięknie! – zawołał cesarz. Ale jak oczyszczacie z plewy?

Na to wziął Woś przetak, nabrał sporo żyta i stanąwszy w miejscu, gdzie był przewiew powietrza, podniósł przetak wysoko w górę i potrząsając nim pod wiatr opuszczał ziarna w dół. Ziarna spadały w dół a plewy odlatywały na boki unoszone powiewem powietrza. Tak sprawnie to czynił, że po dwukrotnym przewianiu podał cesarzowi w przetaku ziarna oczyszczone z plewy.

b3   Doskonale! – pochwalił cesarz. Widzę, że jesteście przemyślni i potraficie radzić sobie we wszystkim. Potem cesarz oglądał jeszcze to i owo, wypytywał o różne rzeczy, ale że dostojnicy, którzy go otaczali, naglili do powrotu, grożąc, że zbliża się deszcz i burza. Pożegnał kolonistów i odjechał do Kurytyby.

Odtąd koloniści na Kandydzie stali się najlepszymi młockarzami w Paranie. Co ciekawsze, że najlepiej młócą kobiety i dziewczęta. Gdy na kolonii zbiorą żyto, chodzą po zamożniejszych gospodarzach we czwórkę i kontraktują młóckę i odwiewanie, które wykonują z wielką zręcznością, szybko i dokładnie.

 

Cesarz odwiedził też kolonię Abranches. Jechał z cesarzową powozem przy asyście licznych dygnitarzy aż do Sao Lourenco.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                

W Sao Lourenco czekała nań procesja kościelna z księdzem proboszczem na czele i delegacja najwybitniejszych obywateli z okolicy, jako też hufiec biało ubranych dziewcząt z kwiatami w koszykach. Cesarz wysiadł z powozu i po przywitaniu i odebraniu hołdu, szedł pieszo wraz z cesarzową, aż do kościoła w Abranches. Przez całą drogę dziewczęta sypały mu kwiaty pod nogi a dobry monarcha tak samo przez całą drogę, z koszów które niesiono obok niego, rzucał garściami miedź i srebro między tłumy. W kościele wysłuchał Mszy św. po czym był na obiedzie u proboszcza. Po obiedzie rozmawiał z kolonistami i wypytawszy ich o wiele rzeczy, pożegnał wszystkich i odjechał do Kurytyby.

   Takie to były czasy i takim był sławny monarcha nasz Dom Pedro II. Tak kończył opowiadanie stary Woś i dodawał, że dziś wszystko się zepsuło. Dobre czasy na świat nie wrócą.

Koniec                                                                Autor: PINIOR

                                                                                                                                                                                                                                                        

cesarz Piotr II
Piotr II (cesarz Brazylii)

 Na marginesie tego wydarzenia należy wspomnieć, iż cesarz Piotr II – jedyny „rodowity”, bo urodził się w Rio de Janeiro, był najdłużej panującym monarchą w Brazylii. Panował przez 49 lat. Był umiłowanym, wręcz uwielbianym przez swój naród władcą. Ale miał też swoich przeciwników. W 1889 r. junta wojskowa zmusiła go do abdykacji. W tym samym roku wraz z rodziną udaje się na wygnanie. W dwa lata później w wieku 66 lat umiera w Paryżu. Jego prochy oraz prochy małżonki sprowadzono do Brazylii w 1922 r. Od momentu abdykacji cesarza Piotra II, Brazylia z monarchii   przeobraziła się w republikę.

 W opowiadaniu starego Wosia występuje postać Andrzeja Waleckiego. Jako że w żadnej z dostępnych list mieszkańców Santa Candida nie występuje nazwisko Walecki, należy przypuszczać, że było ono bardziej spolszczoną formą nazwiska Walesko ( Waletzko). Tym bardziej, że to nazwisko widnieje zarówno na listach publikowanych przez naszą stronę www staresiolkowice.pl, jak również na listach mieszkańców kolonii S. Candida dostępnych w archiwach Kurytyby, choćby ta ze spisem uczniów i ich rodziców z miejscowej szkoły z 1877 r.

TITULO: Mapa dos alunos que frequentaram a aula de instrução primaria da Colônia SANTA CÂNDIDA desde a sua instalação ate o dia 07 de dezembro do corrente ano de 1877.

DOCUMENTO: Livro de Ofícios do Arquivo Público, AP 528, v.18, p.51.

 

Época de matrícula: 31 de outubro de 1877.

 

Nome                            Filiação                       Naturalidade

André Bandy                  Simão Bandy                Polônia/Prússia

André Prudlo                  Simão Prudlo               

Anastácio Sprada           José Sprada                 

Carlos Kulig                   Francisco Kulig           

Francisco Kulig              Francisco Kulig           

Francisco Valesko          André Valesko             

Edovigens Makiolka       Francisco Makiolka      

Francisco Spila               Gaspar Spila                 

Pedro Kolodzig              Jorge Kolodzig             

Uliana Gbur                   Mathias Gbur   

Jest to oczywiście fragment, początek listy (w lewej kolumnie imię i nazwisko ucznia, w prawej imię i nazwisko rodzica).

b4
Oryginał listy uczniów w Kandydzie z 1877 r.

   Dokładnie sto lat po tym niezwykłym, na długo zapadającym w pamięci wydarzeniu, wnukowie Franciszka Wosia i wszystkich innych polskich imigrantów witali innego wielkiego „monarchę”. W lipcu 1980 r. Kurytybę odwiedził zwierzchnik kościoła katolickiego na świecie, następca św. Piotra na stolicy apostolskiej w Watykanie – papież Jan Paweł II. Ojciec Święty, Karol Wojtyła pochodził przecież z Polski – kraju ich ojców. Urodził się i wychował w odległych od Siołkowic zaledwie 200 km Wadowicach. I znów podobnie jak sto lat wcześniej z ogromnym sentymentem do osoby papieża starannie i pieczołowicie przygotowano się do spotkania z Nim podczas Jego pierwszej pielgrzymki w Brazylii. Uroczystej mszy św. dla imigrantów z Parany i innych regionów kraju nadano niezwykłą oprawę. 70 tysięcy wiernych z tej ogromnej, wielonarodowościowej rzeszy brazylijskich imigrantów zgromadzonych na stadionie miejskim w Kurytybie, w tym chyba największa grupa narodowości polskiej, niezwykle spontanicznie i owacyjnie witała swego duchowego przywódcę. Specjalnie na tą okazję na płycie stadionu postawiono jeden z nielicznie zachowanych, drewnianych domów należących do pierwszych osadników przybyłych w okolice Kurytyby. Po mszy św. papież Jan Paweł II przekroczył próg tego domu – symbolu polskiej imigracji w Brazylii by poświęcić ofiarowaną replikę obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej.

b5
Papież przed repliką obrazu Matki Boskiej Jasnogórskiej.

   Po uroczystościach drewnianą chatę ze stadionu postanowiono przenieść do znajdującego się w centrum miasta małego parku, któremu na pamiątkę wizyty Ojca Świętego nadano nazwę im. Jana Pawła II. Wkrótce potem przeniesiono tam jeszcze kilka innych dobrze zachowanych, drewnianych zabudowań pierwszych kolonistów nadając parkowi charakter małego skansenu. W nim także usytuowano pomnik Jana Pawła II ufundowanego przez mieszkańców miasta. Park im. Jana Pawła II w krótkim czasie stał się ulubionym miejscem spotkań miejscowych „polonusów”. Corocznie odbywa się w nim wiele imprez zarówno o charakterze świeckim jak i duchowym, z których najbardziej znaną i najliczniej odwiedzaną w okresie wielkanocnym, w Wielką Sobotę jest święcenie pokarmu tzw. „Święconka”.

   Cesarz Brazylii Piotra II przekroczył próg domu siołkowickiego chłopa Franciszka Wosia, zaś papież Jan Paweł II przekroczył próg chaty anonimowego, polskiego imigranta. Oba te zdarzenia nabrały wartości symbolu, podkreślały rangę polskiego imigranta w dziele kolonizowania dziewiczych terenów puszczy amazońskiej oraz tworzenia podwalin młodego, niezależnego i nowoczesnego państwa jakim stała się Brazylia po 1822 r. kiedy to przestała być portugalską kolonią.

Link do wirtualnego spaceru po parku im. Jana Pawła II.

https://www.google.com/maps/@-25.408767,-49.270597,3a,75y,75.01h,79.03t/data=!3m5!1e1!3m3!1soqfodw9ebKKGZPKLyijm6Q!2e0!3e5

Link do strony ze zdjęciami pokazującymi obecną architekturę zabudowy w polskich koloniach i „święconki” w parku miejskim im. J. Pawła II w Kurytybie.

http://www.skyscrapercity.com/showthread.php?t=1491060

 

                                                                                                       oprac. de-sla

 

Źródła: Internet

– materiały udostępnione przez p. Danusię Marię Walesko, praprawnuczkę siołkowickiego emigranta Franciszka (Franza) Kuliga

– pl.wikipedia